"See the river runs
I hear it runs every night
The misty Sun Where cool lovers lie
I could swear, it might all just be alright
See the painters paint once more
They’ve seen it all
But they ain't seen this before
And I might of heard it wrong
But I hear the day has come
I might of heard it wrong But I hear the day has come"
Matt Maltese, I Hear The Day Has Come
360g mąki
200g cukru
3 jajka
75g oliwy
15g kakao
100g migdałów
30g pistacji
50g kandyzowanej skórki pomarańczowej
100g czekolady (najlepiej gorzkiej)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
szczypta soli
skórka otarta z jednej pomarańczy
Piekarnik nagrzewamy do 170 stopni, blachę wykładamy papierem do pieczenia. Czekoladę siekamy nożem na średniej wielkości kawałki.
W dużej misce umieszczamy mąkę, kakao, proszek do pieczenia, kardamon, sól. Mieszamy, a następnie dodajemy migdały, pistację, kandyzowaną pomarańczę oraz posiekaną czekoladę. Mieszamy.
Jajka miksujemy krótko z cukrem, dodajemy oliwę oraz świeżo startą skórkę pomarańczową. Obie masy łączymy razem. Uwaga, masa jest kleista! Ale damy radę :)
Zwilżamy ręce wodą i formujemy dwa wałki ciasta, mniej więcej o długości 25-30 cm. Układamy na blaszcze w odpowiednim odstępie.
Pieczemy około 40 minut, aż ciasto wyrośnie i będzie podpieczone. Wyjmujemy z piekarnika, i odstawiamy do wystudzenia na około godzinę ( ja w tym czasie piekłam kolejne ciasteczka Cantuccini z migdałami i żurawiną - https://bit.ly/3nUDYi8).
Następnie ustawiamy piekarnik na 150 stopni, ostrym nożem kroimy po skosie w miarę cienkie ciasteczka, układamy na blaszcze wyłożonej papierem. Pieczemy około 15-20 minut, przy czym w połowie tego czasu wyjmujemy blaszkę i odwracamy ciasteczka.
Wyciągamy blaszkę po upieczeniu, studzimy. Przechowujemy w szczelnie zamkniętym pojemniku. Znikają bardzo, bardzo szybko.